piątek, 17 czerwca 2011

Ostatni dzień w Kolumbii

No tak, przyszedł i ten moment, kiedy ten blog dobiega końca a ja wracam na ojczyzny łono. Koniec podróży minął pomyślnie. Z Bucaramangi pojechałam nad morze do Santa Marta i tam spędziłam jedną noc w ładnej wiosce rybackiej Taganga, drugą noc w miasteczku Minka w górach Sierra Nevada, gdzie przemokłam do suchej nitki więc uciekłam następnego dnia spowrotem do Tagangi i stamtąd już do Santa MArta i samolotem do Bogoty, gdzie jestem teraz. Dziś chce porobić jeszcze jakieś ostatnie zakupy, choć pojemność moich bagaży trochę mnie ogranicza (nie tyle waga, bo mam duże limity). Więc nie wiem jak tą całą moja kawę będę chciała przywieźć ale postaram się upchnąć. Dziś wieczorem wylatuje z Bogoty o godz. 21:30. Lece do Madrytu i stamtąd do Katowic. Planowana godzina przylotu do Katowic - sobota godz. 23:00. Adios Colombia!

niedziela, 12 czerwca 2011

Eksploracja Santander

Mialam dzis rano lekkie zawirowania pieniezne, ale dzieki pomocy mojej kochanej siostrzyczki D. (:D) udalo mi sie wyjechac z San Gil, zaplacic hostel i przejazd. Widoki na trasie San Gil - Bucaramanga sa przepiekne, cala droge jedzie sie przez ogromny kanion rzeki Chicamocha. Po drodze minelismy park narodowy Chicamocha i odbylam ciekawa autobusowa pogawedke na temat nieszczesnego usytuowania Polski i jego implikacji historycznych oraz na temat porwan przez Guerrilleros i jak to Kolumbijczycy sa juz znudzeni narkonowelami (tak tak, tutaj maja takie swoje telenowele o gangach narkotykowych). Droga minela bardzo przyjemnie. Teraz zostaje w Bucaramandze, zwanym Ladnym Miastem (Ciudad Bonita) na jedna noc i jutrzejszy dzien. Kolezanka z Ibague zalatwila mi kontakt do jej znajomego tutaj, wiec bede miala na jutro przewodnika. A wieczorem wsiadam w busa nad morze do Santa Marta, zeby troche sie zrelaksowac przed podroza i troche sie jeszcze przybrazowic.
A tak mi sie przypomnialo, Koreanka o ktorej pisalam wczesniej Sammy powiedziala mi ze po koreansku Aga znaczy dziecko... i ze bardzo jej sie podoba moje imie. :) slodko
Aaa i film ktory polecam, chyba produkcji meksykanskiej: Sin Nombre. ! 

sobota, 11 czerwca 2011

Ostatni trip po Kolumbii

W poniedzialek opuscilam Ibague. Zostawilam moja ogromna i ciezka walizke w Bogocie u znajomych i ruszylam do Villa de Leyva, stolicy regionu Boyaca. Miasteczko jest przesliczne i bardzo spokojne. Bardzo przypomina mi niektore z hiszpanskich miast, swoja droga okolica tez. Nic dziwnego ze Hiszpanie wybrali wlasnie te tereny zeby sie osiedlic, bo jest tam wlasnie dosc sucho i dzieki temu mozna uprawiac typowo hiszpanskie specjaly, takie jak oliwki czy winogrona. Miasteczko ma jeden z najwiekszych w Ameryce Poludniowej rynek, ktory o dziwo nie nazywa sie Plaza Bolivar jak w wiekszosci miast kolumbijskich, tylko Plaza Mayor - ot po prostu Glowny Plac. Tam zatrzymalam sie w bardzo przytulnym hostelu, z kominkiem, psem i kotem na skladzie. :) Od paru dni jestem w miejscowosci San Gil w Santander, miejscu znanym ze wzgledu na sporty ekstremalne. Udalo mi sie tu wybrac na rafting po rzece Fonce, zobaczyc okoliczny wodospad Juan Curi, zjesc mrowki o duzych tylkach "hormigas culonas" i zalapac na impreze urodzinowa siostry wlascicielki hostelu w ktorym mieszkam razem z Koreanka i Niemka. Dzis bylam w slicznym miasteczku Barichara skad pieszo powedrowalam starym szlakiem to jeszcze mniejszej wioski Guane. Dzis ostatnia noc w San Gil, a jutro jade do Bucaramangi poprzez kanion Chicamocha. 

niedziela, 5 czerwca 2011

Mala zmiana planow

Jestem teraz w Neiva stolicy departamentu Huila. Przyjechalam tu wczoraj wieczorem z moja kolezanka z Chorwacji Marija. Przyjechalysmy na pustynie Tatacoa podziwiac nieziemski krajobraz - doslownie czesc terenu przypomina mi Marsa a kolejna czesc Ksiezyc. Jednak z ogladania gwiaz na pustyni nic nie wyszlo, bo bylo bardzo pochmurno. Mialysmy szczescie zabrac sie z rodzina pewnego doktora, ktory ma hopla na punkcie astronomii a jego dziewiecioletnie blizniaki wiedza na ten temat wiecej niz ktokolwiek z nas. Tak wiec przygarneli nas do siebie na noc i dzis mamy pojechac jeszcze nad jakies jezioro przed powrotem do Ibague. Wczoraj dzieciaki urzadzily nam jeszcze pogadanki na temat gwiazdozbiorow, plante i misji Apollo - bardzo ciekawa sprawa. Udalo nam sie tez zobaczyc Saturna z jego orbitami przez ogromny teleskop i uczylysmy sie rozpoznawac gwiazdozbiory Skorpiona, Strzelca i Wagi, widoczne w tej szerokosci geograficznej.
Od paru dni mieszkam tez w Ibague u mojej kolezanki Leslie, gdzie sie czuje duzo lepiej i spokojniej. Jednak jak cos nie gra w mieszkaniu trzeba zmieniac od razu a nie meczyc sie przez caly pobyt z jakas nie do konca normalna babka. ;) Mialam dzis wieczorem jechac juz do Bogoty, zostawic walizki i ruszac w strone Santander ale chyba nie dam rady, wiec przesunie sie to na jutro. Potem chce kolejno odwiedzic Villa de Leiva, San Gil, Barichara, Bucaramanga i stamtad sprobowac sie jakos dostac nad morze skad juz mam lot do Bogoty na 16go czerwca i 17go wylatuje do domu. To tak w skrocie w ramach aktualizacji planow. Mozna zobaczyc trase na mapie jak ktos jest na tyle dociekliwy. Pozdrawiam.

wtorek, 31 maja 2011

Semestr zakończony

Dziś oficjalnie zakończyłam semestr, bo miałam ostatni egzamin. Czas w Ibague już prawie dobiega końca i tak mi się sentymentalnie robi, bo zleciało to strasznie szybko. I tak jadę sobie busem, słucham muzyki, patrzę na góry i już czuję że będę tęsknić za Kolumbią. Wiadomo, za domem też, ale do tego miejsca, tych ludzi, tańca, przyrody, słońca.. już się tak przyzwyczaiłam że smutno będzie wyjeżdżać. Teraz w środę wybieram się jeszcze do pewnej wioski w górach, gdzie pracuje mój kolega jako nauczyciel. Poprosił mnie żebym opowiedziała dzieciom które uczy o Polsce, o mnie i o moich podróżach. Ciekawe co z tego wyjdzie. W czwartek planuje zrobić jakąś pożegnalną imprezę dla tych którzy zostali jeszcze w Ibague, a potem jade do Bogoty z walizkami, chwytam za plecak i uderzam na północ do czasu aż nadejdzie czas mojego powrotu do Polski. 

sobota, 28 maja 2011

Nevado del Tolima

Wczoraj spontanicznie wybraliśmy się na wycieczkę z Mateo i Janem, kolejnym Czechem który był tu na wymianie i wrócił teraz odwiedzić swoją kolumbijską dziewczynę. Mieliśmy niesamowite szczęście, bo szczyt Nevado del Tolima był pięknie widoczny. Sam Mateo który mieszka tu od urodzenia uznał że jeszcze nigdy nie widział go w całej okazałości.


wtorek, 24 maja 2011

Santafe de los Guaduales

Jak wspominałam we wcześniejszym poście razem z Chorwatką, Maria, wybrałyśmy się do rezerwatu ekologicznego Santafe de los Guaduales, niedaleko Ibague. Miałyśmy takie szczęście że akurat szkolili nowych przewodników, więc zamiast jednego miałyśmy pięciu. ;)
Tutaj można zobaczyć fotki:


 

Zdjęcia z odwiedzin Madzi

Trochę spóźnione, ale wreszcie znalazłam chwilę żeby wrzucić te fotki. :) Enjoy!
wizyta Madzi - maj 2011

niedziela, 22 maja 2011

Feria, kebaby i nowe plany wyprawowe

Długo nie pisałam, bo miałam lekkie zawirowania biletowe i dużo pracy w szkole. Już powoli zbliżam się ku końcowi mojej małej kolumbijskiej przygody. Pracy nie napisałam, ale cóż jeszcze będą wakacje. ;) Wracam 18go czerwca, już oficjalnie, tak więc na niedzielny obiad już będę w domu.
Tu w Ibague ostatnio organizowaliśmy w ramach jednego z moich przedmiotow (Tecnicas de Negociacion) zbiorke pieniedzy na dzieci poszkodowane w powodziach i lazilam pol tygodnia sprzedajac losy. Glos sobie zdarlam konkretnie, ale poszlo mi calkiem dobrze. Zakonczeniem calej akcji byla feria gastronomiczna, kazda grupa miala inny kraj, nam przypadl Egipt wiec zrobilismy kebaby (ze niby to arabskie to przejdzie). Ale wszystkim bardzo smakowalo, wiec pomysl okazal sie sukcesem. Teraz jeszcze zostaly mi 2 egzaminy do przejscia i 2 prace do napisania, wiec pracowicie, szczegolnie jak na koniec moich przydlugawych studiow. Ale przynajmniej narazie wybije sobie z glowy dalsze studiowanie i zajme sie praca jak kazdy czlowiek mniej wiecej w moim wieku. :P Koniec maja oznacza koniec zajec, wiec potem zostaja mi jeszcze 3 tygodnie prawie na jakies wedrowki. Byc moze uda mi sie zrealizowac reszte trasy ktora nie wypalila w kwietniu, a wiec Los Llanos (czesc Kolumbii ktora jest raczej trudno dostepna, bo sa to ziemie zdominowane przez guerrilleros). Bez obaw, ja chce pojechac tylko do miasta-bramy wjazdowej do Llanos, bo ponoc jest ladnie tam i poprobowac jakiejs dobrej kuchni. Pozniej chce pojechac na polnocny wschod od Bogoty do Villa de Leiva i regionu Santander niedaleko granicy z Wenezuela. Tym sposobem juz prawie objechalabym wieksza czesc kraju. Nie pojade do Amazonii, bo samej ciezko, ale tez taki wypad na pare dni to nie to samo co prawdziwe doswiadczenie dzungli. Na to mam inny plan, ale to juz do realizacji w przyszlosci. (Chetni moga sie do mnie zglaszac ;) ).
Ostatnio poznalam pewna Chorwatke, ktora przyjechala do Ibague na praktyki, a ze dziewczyna lubi tez pojezdzic to wczoraj wybralysmy sie we dwojke do pieknego rezerwatu ekologicznego Santafe de los Guaduales. Wrzuce pozniej zdjecia. :) Moze uda nam sie jeszcze cos fajnego poplanowac, bo czasu jest malo a przelatuje przez palce.




niedziela, 15 maja 2011

lirycznie

Pablo Neruda - QUEDA PROHIBIDO


Queda prohibido llorar sin aprender,

levantarte un día sin saber qué hacer,

tener miedo a tus recuerdos.

Queda prohibido no sonreír a los problemas,

no luchar por lo que quieres,

abandonarlo todo por miedo,

no convertir en realidad tus sueños.


 Queda prohibido no demostrar tu amor,

hacer que alguien pague tus dudas y mal humor.


Queda prohibido dejar a tus amigos,

no intentar comprender lo que vivieron juntos,

llamarles sólo cuando los necesitas.


 Queda prohibido no ser tú ante la gente,

fingir ante las personas que no te importan,

hacerte el gracioso con tal de que te recuerden,

olvidar a toda la gente que te quiere.


 Queda prohibido no hacer las cosas por ti mismo,

tener miedo a la vida y a sus compromisos,

no vivir cada día como si fuera un último suspiro.


 Queda prohibido echar a alguien de menos sin alegrarte,

olvidar sus ojos, su risa, todo

porque sus caminos han dejado de abrazarse,

olvidar su pasado y pagarlo con su presente.


 Queda prohibido no intentar comprender a las personas,

pensar que sus vidas valen más que la tuya,

no saber que cada uno tiene su camino y su dicha.


 Queda prohibido no crear tu historia,

no comprender que lo que la vida te da,

también te lo quita.


 Queda prohibido no buscar tu felicidad,

no vivir tu vida con una actitud positiva,

no pensar en que podemos ser mejores,

no sentir que sin ti este mundo no sería igual.


czwartek, 5 maja 2011

wizyta Madzi

Kochani, ostatnio znow nie ma czasu pisac, a to dlatego ze od piatku jest u mnie Madzia w odwiedzinach i caly czas cos robimy. Do tej pory bylysmy w Bogocie, na Monserrate i Candelarii, latalysmy tez na paralotni :) i bylysmy na swietnej imprezie. Potem pojechalysmy do Ibague zeby sie ciut poopalac, a teraz jestesmy juz w kawowym regionie Kolumbii. Bylysmy w Salento, Armenii, przejechalysmy przez Pereire i teraz jestesmy w Manizales. Po drodze caly czas podziwiamy piekne gory poobrastane krzakami kawy. :) Bylysmy w Valle de Cocora gdzie rosna najwyzsze palmy na swiecie tzw. palmy woskowe palmas de cero. Widoki tez przepiekne, nalazilysmy sie sporo, ale naprawde bylo warto. zdjecia i reszta relacji wkrotce.
Pozdrowienia

środa, 27 kwietnia 2011

O Wielkanocy słów kilka

Od poniedziałku jestem znów w Ibague i na szczęście tutejszy klimat mimo deszczu jest nadal przyjemny i myślę, że właśnie teraz nasze pogody są porównywalne. Jak wspominałam na początku tu cały rok jest wiosna, a u was chyba też już na dobre zawitała więc humory powinniśmy mieć podobne. :) Świeta wielkanocne obchodzi się tu zupełnie inaczej niż u nas. W sumie nie obchodzi się ich w żaden specjalny sposób, poza obrządkami religijnymi i jedzeniem rybnych potraw nie mają się tu czym pochwalić. ;) Nie ma pisanek, nie ma ciast czy mazurków, a w nasz Lany Poniedziałek już jest normalny dzień roboczy i gdyby nie to że padało przeokropnie w ten dzień, to obeszłabym go na sucho. ;)
W tym tygodniu muszę trochę ponadrabiać, ale po tak długich wakacjach nic tylko leń bierze. Do tego Madzia przylatuje mnie odwiedzić w piątek. :D więc znów będzie jak w wakacje. Najpierw posiedzimy w Bogocie, potem na chwile w Ibague i następnie uderzamy zwiedzać region kawowy Kolumbii - Salento, Valle de Cocora, Manizales.
Aa nadal nie wrzuciłam zdjęć z podróży ale też napewno nie chcę wrzucać wszystkich, żeby było co pokazywać po powrocie. Obiecuję jednak wybrać coś żeby poza tekstem pojawiły się tu na blogu też jakieś obrazki, bo ostatnio nic tylko pisałam. :) pap

sobota, 23 kwietnia 2011

Podsumowanie

Tak mniej wiecej przedstawia sie trasa ktora przebylam. Poczatkowo trasa byla duzo bardziej rozbudowana ale okolicznosci sprawily ze wyszlo jak wyszlo. Ale nie zaluje. Wszystko bylo wspaniale. :)

piątek, 22 kwietnia 2011

Tayrona, Santa Marta, Taganga i ..... Bogota

Z Cabo de la Vela wyruszylam w kierunku Santa Marta. Myslalam ze czeka mnie ta sama meczaca trasa, ale okazalo sie ze da sie to tez zalatwic szybko i wygodnie. Godzina drogi z Cabo do Uribii, a tam jakims cudem wyniklo ze ci sami ludzie z ktorymi jechalam w vanie z Cabo, jada juz swoim samochodem do Santa Marty i moga mnie podrzucic do Parku Tayrona. Tak wiec dotarlam tam szybko i sprawnie. Park Tayrona to niesamowite miejsce, piekne krajobrazy, wspaniale plaze w polaczeniu z bogata fauna i gorami. Nic tylko robic zdjecia, ktorych mam mnostwo. Spedzilam tam 3 noce napawajac sie widokami, poznalam tez ludzi z Bogotami, ktorzy podrozowali z jedna francuska. Wczoraj pojechalam juz do Santa Marty i stamtad do wioski rybackiej Taganga, ktora w tym tygodniu - Semana Santa - zapelnia sie kolumbijskimi turystami. Peeelno ludzi wszedzie. Ale miejsce przepiekne, tyle ze warto przyjechac jak juz bedzie troche spokojniej bo w tym tygodniu to istne szalenstwo. Pod wieczor wylecialam juz z Santa Marty do Bogoty i jestem obecnie u kolezanki a wlasciwie u jej cioci, bo znajomi ktorzy mieli ze mna jechac do Villavicencio dali ciala i nie wiem co robic na swieta. Narazie pozwiedzam troche Bogote, choc nie jestem na to za bardzo przygotowana - mam tylko letnie ubrania a tu jest calkiem chlodno. Ale Ana Maria pozyczyla mi buty i troche ciuchow wiec jakos objade. Bylysmy w kosciele dzis na chwile, a teraz wybieramy sie na zwiedzanie Candelarii. Wesolych Swiat dla wszystkich.

niedziela, 17 kwietnia 2011

Guajira i Cabo de la Vela

Ostatnimi czasy ciezko o dostep do internetu. Teraz znowu nie bede miala kontaktu bo wybieram sie do Parku Tayrona i bede tam przez 2 najblizsze dni. Z Cartageny pojechalam w piatek busem w kierunku Santa Marty, mialam tam zostac na noc, ale wpadl mi do glowy glupi pomysl zeby pojechac od razu do Guajiry. Tak wiec zostalam w autobusie i w srodku nocy dotarlam do Riohacha, a tam musialam do rana czekac na nastepny transport do Uribii, skad nastepnie ciezarowka ktora przewozi zarowno turystow jak i zywnosc, baaaaaardzo ale to baaaaaaaardzo wolno przeczolgalismy sie przez teren az do Cabo de la Vela. Od paru lat buduja tam droge, ale tez bardzo powoli. Tak wiec droge ktora pokonuje sie z godzine, przejechalismy w 4, a na koniec sie zepsul samochod. :D takie to juz moje szczescie w tej podrozy ze wszystko ma opoznienia.. Przejazd mial trwac 6h, ale mnie to kosztowalo prawie12. :D No ale nic,
za to tutaj jest przepieknie, mieszkam zaraz przy morzu, 2 kroki, widoki niesamowite i najladniejszy zachod slonca jaki widzialam. Wybralam sie tez lowic ryby, zjadlam languste, poplywalam lodka z poznanymi tutaj ludzmi, naprawde miejsce jest warte calej tej drogi. Spokoj cisza morze... :)
A jutro z rana jade juz do parku Tayrona gdzie bede odcieta od swiata przez nastepne 2 noce. :)
pozdrowienia

czwartek, 14 kwietnia 2011

Cartagena de Indias

Od wczoraj jestem juz w Cartagenie, ladnym kolonialnym miescie nad morzem Karaibskim. Mieszkam przez te 2 najblizsze noce u znajomej znajomego, Sylvanny razem z pewna Hinduska ze Srinagaru, ktora przyjechala pare dni temu i bedzie tu pracowac jako nauczycielka angielskiego. Obie bardzo sympatyczne. W domu Sylvanna ma 11 psow, co jest o tyle zabawne ze biedna Sim boi sie psow, wiec kazde wyjscie wiaze sie z polgodzinna ceremonia zaganianie i przeprowadzania biednej hinduski na zewnatrz. :)
Wieczorem bylysmy na koncercie latino reggae na dachu jednego z hosteli. Potanczylysmy sporo przy swietle ksiezyca. A dzis spaceruje sobie po starym miescie i czekam na dziewczyny. pozniej pojdziemy cos zjesc i byc moze na plaze.
Przedwczoraj po pechowym i deszczowym poczatku dnia ze straconym lotem dotarlam w koncu do Cali. Hostel w ktorym sie zatrzymalam mial swietny klimat, organizowali zajecia z jogi i salsy. Wczoraj bylam w zoo w Cali i pozwiedzalam troche, a poznej juz polecialam z Cali do Bogoty i z Bogoty do Cartageny. I oto jestem. W telegraficznym skrocie. Jest upalnie i mam nadzieje w koncu wysusze rzeczy i wylecze sie z kataru. :)

wtorek, 12 kwietnia 2011

Deszcz, stracony lot i inne masakrita

Wlasciwie to nie wiem gdzie zaczac. i tak nie dam rady wszystkiego sklecic, bo mam malo czasu, siedze na kompie w hostelu w Cali, wiec zaraz ktos mnie stad wyrzuci. Tyle tylko ze rano w Ladrilleros zaspalam na ranna lodke do Buenaventury i nastepna wybyla dopiero o 13 przez to ze padalo strasznie cale rano. Tymto sposobem przepadl mi lot z Cali do Cartagenty i dlatego tez jestem tu teraz na noc i nadal leje. Udalo mi sie przebookowac bilet, za oplata rzecz jasna, ale przynajmniej moze jutro uda mi sie wreszcie wyruszyc na wybrzeze karaibskie. nie pisze nic wiecej poki co, tyle tylko ze wszystko poki co jest w porzadku i postaram sie odezwac pozniej. Bedzie dobrze

niedziela, 10 kwietnia 2011

Pacyfik

Udalo nam sie dotrzec do Ladrilleros po calym dniu w autobusie i deszczowej nocy w Buenaventura. Mielismy strasznego pecha na trasie bo najpierw pan zapomnial nam powiedziec ze mamy wysiasc w miejscowosci Buga, wiec pojechalismy az do Cali. I to juz z duzym opoznieniem, potem z Cali do Buenaventury zamiast 4 h jechalismy tez chyba z 6. Koniec koncow podroz ktora miala nam zajac 8h trwala 12 wiec nie zdazylismy na lodke do Ladrilleros. W autobusie spotkalismy jednak przesympatycznych ludzi, ktorzy pomogli nam znalezc tani hotel. W samej Buenaventurze nie za wiele zobaczylismy, to miasto portowe, w ktorym leje codziennie i to leje konkretnie. Samo miasto nie ma za dobrej slawy, bo nadal uznawane jest za jedno z punktow transportowych narkotykow. Tak wiec wieczorem nie ma co sie szlajac po ulicach. Zupelnie inaczej jest tu gdzie jestesmy teraz w Ladrilleros. Spokoj, cisza, inny swiat. 95% ludnosci to czarnoskorzy i plemie nuno czy cos w tym stylu. Bardzo egzotycznie to wyglada wszystko. Pacyfik jest ogromny i wcale nie taki spokojny jak nazwa na to wskazuje. Mialam pare niebezpiecznych sytuacji przy falach, ale na szczescie nic sie nie stalo. Trzeba jednak miec respekt wzgledem natury. Zeby  dostac sie do tego odcietego od swiata miejsca trzeba przyplynac tu lodka z Buenaventury, co zajmuje jakas godzine. Troche mi powywracalo zoladek po drodze, ale na szczescie obylo sie bez nieprzyjemnosci. Wczoraj wieczorem jak to na sobote przystalo wybralismy sie na tance i okazalo sie ze jednak calkiem niezle radze sobie z ta salsa. :D A dzis jest bardzo leniwy dzien, nie wiem czy to przez klimat, bo jest bardzo goraco i wilgotno, czy przez ogolne zmeczenie spowodowane brakiem ruchu, ale strasznie senna atmosfera panuje dzis w miasteczku. Jest tak wiejsko tutaj, slychac pianie kogutow, tradycyjna muzyke na kazdym kroku.. Uciekam.

czwartek, 7 kwietnia 2011

Początek wojaży

Jutro rano wyruszam z Ibague do Buenaventury, a więc nad wybrzeże Pacyfiku. Tam wraz z Martinem - Czechem, mamy zamiar zobaczyć parę ładnych plaży i poznać czarnoskórą część Kolumbii. :) Będę starała się zdawać relację na bieżąco, jak tylko uda mi się znaleźć internet.W razie czego mam z sobą telefon kolumbijski. Moja podróż będzie trwała ponad 2 tygodnie. Martin będzie mi towarzyszył tylko na jej początku, a więc Pacyfik, później będę już na własną rękę odkrywać Karaiby. :) Pozdrowionka
pomocnicza mapka:


"Prawie" sławna :D


sobota, 2 kwietnia 2011

Prado

W ostatnią środę wybrałam się ze znajomymi nad jezioro Prado, które znajduje się w departamencie Tolima. Przeprawa okazała się dość skomplikowana, bo musieliśmy się 3 razy przesiadać, ale koniec końców udało nam się dotrzeć nad Prado - wewnętrzne morze Kolumbii. Jako, że chcieliśmy zaoszczędzić i nie opłaciliśmy łódki, musieliśmy sporo się nachodzić. Przetarliśmy parę szlaków, bo okazało się, że tam nikt nie chodzi i przedzieraliśmy się przez krzaki mijając po drodze opuszczone domy. Wyczerpani dotarliśmy do pewnej opuszczonej chatki i tam postanowiliśmy już zostać, zjeść coś i popływać. Ja z Katie (znajomą Kolumbijką) nie miałyśmy już siły wracać na piechotę, więc poprosiłyśmy starszego pana, który mieszkał w chatce nieopodal, aby za drobną opłatą odwiózł nas do portu. 

piątek, 25 marca 2011

Lokalne perełki

Tak sobie myśle, że jest pare spraw, do których już przywykłam, ale dla osób które przyjeżdzają tu na początku są dosyć kuriozalne.

1. Toaleta - w całej Kolumbii obowiązuje system wyrzucania papieru nie do ubikacji, ale do kosza który stoi obok, jak to ma miejsce także w niektórych nam znanych krajach. Zawsze jest to samo wytłumaczenie - cienkie rury. Cóż, można się tego nauczyć, choć na początku nie wiedziałam i pani dziwiła się, że po tygodniu kosz jest prawie pusty. :P

2. Minutos - na każdym rogu, w centrum miasta i właściwie wszędzie stoją osoby z 4-5 telefonami na sznurku czy łańcuszku, które oferują minuty za 100-200 pesos. Większość Kolumbijczyków nagminnie nie ma kasy na koncie, bo rozmowy są relatywnie drogie, a oni lubią sobie pogadać. Nikt nie pisze smsów, jedyne które dostaje to te od mojej sieci telefonicznej Movistar. Musze przyznać, że są wierni, pamiętają o mnie codziennie. :P Tak więc dużo taniej jest rozmawiać kupując minuty. System nie jest do końca legalny, ale wszyscy z niego korzystają. Właściciele tych telefonów podpisują umowy z siecią komórkową, dostają jakąś sumę minut miesięcznie za darmo do wykorzystania i te minuty odsprzedają ludziom na ulicy.


3. Busetas - w Ibague komunikacja miejska jest dość sprawna i szybka. Jeżdżą tu minibusy, które zatrzymują się w każdym miejscu, wystarczy tylko machnąć na nie ręką. To samo jest przy wysiadaniu. Naciskam przycisk i kierowca staje od razu, co oszczedza czas i nogi. ;) W związku z tym wszystkim nie ma tu rozkładów jazdy, ale busety jeżdżą na tyle często, że nie trzeba się obawiać długiego czasu oczekiwania. Koszt przejazdu wynosi 1400 pesos, czyli około 2 zł na nasze. Można tak przejechać całe miasto.


4. Taksówki - są tu bardzo tanie, bo minimalna stawka to 3200 pesos. Jak jest więcej osób to już wogóle wychodzi bardzo tanio, dużo taniej niż autobusem. Taksówki są wszędzie i można je złapać o każdej porze.

5. Język - temu tematowi powinnam właściwie poświęcić osobnego posta, bo dla hiszpańskojęzycznych wiele wyrażeń może się wydać zabawnych. Pewnie go rozwinę w późniejszym etapie. Np. na powitanie zwykle zwracamy się tu do siebie. Hola! Que mas? Bien y tu? bien. Que mas - to dosłownie, "co jeszcze." Można też powiedzieć: Que me cuentas? "co mi powiesz". Słowo używane tu baaaardzo często to "chevere" (czyt. czewre), co onacza fajne. Wszystko może być chevere, osoba, rzecz, sytuacja. Inne słowo o podobnym znaczeniu to "vacano." W sklepach kupując coś zwykle używa się formy "Me regala..." np. "me regala un jugo de mora" (dosłownie: niech mi pani da w prezencie sok z jeżyn", ale oczywiście nic nigdy nie jest za darmo. ;) słowa które różnią się od tych używanych w Hiszpanii to właśnie: jugo=zumo (sok), carro=coche (auto), apartamento=piso (mieszkanie) i wiele innych, których sobie teraz nie przypomnę, ale później może mi wpadną do głowy.

Medellin i dalsze plany

W krótkiej przerwie napisze parę słów z serii: co mi ślina na język przyniesie, bo w strukturach tekstualnych nigdy dobra nie byłam. W kolejce czekają też zdjęcia z Medellin. Miasto naprawdę urokliwe, osadzone między górami, czyste, z świetnym transportem publicznym, wieloma parkami i muzeami, z kolejką linową która działa w ramach metro i można nią wyjechać do ogromnego parku i spędzić tam cały dzień na pikniku jak się tylko ma dość na to czasu, no i poimprezować z dzielnicy knajpowo-dyskotekowej o nazwie Parque Lleras. :) to tak w telegraficznym skrócie. zapomniałam tylko dodać STOP po każdym zdaniu. :D Pojechałam tam z międzynarodową ekipą, z których większość należała do organizacji AIESEC. Więc była Australijka, Brazylijczyk, Czech, Finka, Ruska, Angielka, ja :D no i jeszcze Kolumbijczyków parę. Było bardzo zabawnie w tej mieszance. Nocowaliśmy u znajomego kuzynki Australijki, takie ot powiązania.
Medellin

Za 2 tygodnie w podobnym składzie chcemy pojechać do Cali, stolicy salsy. Mój plan jest taki, żeby stamtąd wyruszyć na wybrzeże Pacyfiku i potem polecieć na wybrzeże karaibskie :) i tam pojeździć aż do świąt, przez Cartagene, Santa Marta, Guajira aż po Santander. Plan jest wielki i nie wiem co z niego się uda zrealizować, ale warto zawsze poplanować to się człowiek nakręca pozytywnie. :)
Poza tym u mnie ok. W kwietniu się przenoszę do mieszkania niedaleko stąd i będę mieszkać u babci, która ma facebooka (więc takiej nowoczesnej). ;) Robię to głownie z oszczedności, zobaczymy jak się tam będzie mieszkać. Tu gdzie jestem zostaje do końca marca, bo teraz jeszcze mam towarzystwo czeskie tutaj, ale potem chłopaki jadą na wybrzeże i później do Czech.
W szkole sporo roboty, bo mamy teraz sesję egzaminacyjną numer 1. Już mam za sobą 2 egzaminy, jeszcze 2 przede mną. A potem jeszcze 2 takie sesje. :P Pisanie pracy idzie mi jak krew z nosa, ale coś staram się robić w międzyczasie. Jak sobie możecie wyobrazić nie jest to zbyt łatwe w takich warunkach.
Zleciały już prawie 2 miesiące, dosłownie zleciały. Mam wrażenie, że dopiero co tu przyjechałam, tak to szybko mija. Już prawie półmetek. Będzie szkoda wyjeżdżać, bo ludzie mili i klimat sprzyja. No i ten hiszpański na codzień. :) Z kolei wiele znajomych stąd wybiera się latem do Europy, więc pewnie nie obędzie się bez spotkań. Tak czy inaczej, czas mija nieubłaganie, tylko widać to po moim uszczuplającym się budżecie. ;) Ale co tam, tyle na to oszczedzałam to teraz przewale większość na podróże. :)



wtorek, 15 marca 2011

Tierra Caliente

A to ośrodek wakacyjny niedaleko Ibague. Trafiła nam akurat prześliczna pogoda więc wszyscy wrócili porządnie zarumienieni. Tym razem eksperymentalnie pokaz slajdów:

Martinica

Martinica to wzgórze nad Ibague, skąd w ładniejsze dni można podziwać piękną panoramę miasta i przy okazji zobaczyć niewielką plantację kawy z bliska. Na Martinike wybrałam się ze znajomym Czechem, sporo tu tych Czechów, a co najzabawniejsze studiowali tu w poprzednich latach i wrócili "pisać prace magisterskie." Najwyraźniej Kolumbia uzależnia. ;)
Martinica

Cascadas de Payande

Cascadas de Payande
Wymyśliłam nowy, trochę szybszy system selekcji i ładowania zdjęć. Więc teraz będę was odsyłać do mojego albumu Picassa. :) Miłego oglądania!

Po dłuższej przerwie

Uff, trochę mnie tu nie było z czystego lenistwa i zabiegania. W ostatnim czasie udało mi się wybrać na kilka krótkich wycieczek po okolicy, m.in. do wodospadów Payande, do parku Martinica i do ośrodka wypoczynkowego Tierra Caliente. W każdym porobiłam sporo zdjęć więc teraz będę musiała kiedyś przysiąść i wybrać jakieś, żeby wrzucić na bloga. Obchodziliśmy też mały tłusty czwartek w postaci lokalnych pączków, ja niestety nie zdążyłam nic sama upichcić. Poza tym wszystkim szkoła i w międzyczasie marne próby zabierania się za pisanie pracy magisterskiej. :P Sami rozumiecie, że w takich okolicznościach ciężko się za coś zabrać. Czas zlatuje tu bardzo szybko, już półtora miesiąca za mną, a mało pojeździłam narazie. ;) - oczywiście biorąc pod uwagę wielkość kraju i wielość wspaniałych miejsc do zobaczenia. W przyszłym miesiącu przenoszę się do trochę tańszego mieszkania i zabieram się za organizację wypraw po Kolumbii. Już w najbliższy weekend wybieram się do Medellin, drugiego największego miasta Kolumbii, znanego m.in. z dawnej dzialalności karteli narkotykowych. Generalnie z tym miastem związanych jest kilka znanych osób: urodzili się tutaj Juanes, znany nam przede wszystkim dzięki utworowi "Camisa negra", Jorge Franco, autor wielu książek m.in. "Rosario Tijeras" oraz Pablo Escobar, który tam zorganizował sobie stolicę narkotykową. Jak podaje wikipedia popularne jest w Ameryce przysłowie, "Naćpany jak mucha z Medellin." Ale spokojna głowa, kartel już został rozbity, a Pablo Escobar zamordowany. Więc jesteśmy bezpieczni. ;)  Wybieram się tam z międzynarodową ekipą, ludzmi z pewnej organizacji studenckiej. Nadal ich nie znam, ale właśnie ten wyjazd ma to na celu, żeby mieć jakąś grupę, z która można trochę popodróżować.  Będzie tam Australijka, Brazylijczych, Czech i Finka.
W przyszłym miesiącu chcę się wybrać do Cali, stolicy salsy, oraz na północne wybrzeże, które należy już do klimatu karaibów. Ponoć jest prześliczne, dlatego chcę sobie wygospodarować na to sporo czasu. Tym bardziej, że transport lądowy zajmie mi 23h.  Wstałam o 6 rano, żeby to napisać :D słońce dziś się zapowiada, więc człowiekowi od razu chce się żyć i działać. Szczególnie jak się słyszy tyle ptaków dookoła.
Zapomniałam wspomnieć wcześniej, że to właśnie tu najbardziej urzeka. Ogromne drzewa, przepiękne kwiaty, góry wokoło i ogrom gatunków kolorowych ptaków, które codziennie rano robią nam wiosenną pobudkę. :)
Teraz zabieram się za te zdjęcia, bo dosyć sporo ich mam. :) pozdrawiam


wtorek, 1 marca 2011

Tzw. Bogota liźnięta ;)

W ostatni weekend udało mi się wreszcie wyrwać z Ibague do stolicy Kolumbii - Bogoty. Jako, że jesteśmy blisko równika to pogoda nie zmienia się tutaj za bardzo w zależności od pór roku, a raczej od miejsca i wysokości n.p.m. Bogota usytuowana jest wyżej bo na wysokości 2640 m n.p.m., zaraz niedaleko Andyjskich szczytów Monserrate (3317) i Guadelupe (3100). Koniec końców jest zimno, a to już napewno w porównaniu z Ibague. Wiem, że powiecie, że zapomniałam już co to zimno :P i pewnie tak jest, ale uznałam że zimowa kurtka z Polski będzie przesadą na ten klimat i jej nie wzięłam, ale zaraz po przyjeździe żałowałam tej decyzji. :) Śmieszne jest jak zmieniają się temperatury na trasie. Autobus przejeżdzał przez miasteczka w których był totalny upał, a godzinę później już było 12 stopni.
Do Bogoty pojechałam z Leslie, koleżanką z zajęć. Spałyśmy u jej znajomej Betty, która ma przepiękne mieszkanie na samym szczycie wieżowca w Bogotańskiej dzielnicy Salitre. Mój plan obejmował koncert Ediego Sancheza, który akurat jest w Kolumbii i mnie zaprosił, zrobił rezerwację i ogólnie pomyślałam, że spoko wieczór będzie. Zaraz po przyjeździe do Bogoty siostra Betty wyrwała nas dosłownie z mieszkania i zabrała ze znajomymi do pijalni piwa. Troche nam zeszło, więc na koncert przyjechaliśmy spóźnieni o godzinę, ale cóż kolumbijskie realia. :) Niestety trzeba było zapłacić sporo za wstęp i ogólnie droga knajpa, ale koncert był nawet ok. Tylko wszyscy już jakoś zmęczeni byli więc nie poszliśmy nigdzie potańczyć.



Następny dzień zleciał na zakupach (to był główny powód przyjazdu Leslie do Bogoty), ale po 4 godzinach sklepów też już miałyśmy wszystkiego dość. :) Ale kupiłam sobie sandałki więc tyle dobrego :D I sprobowałam Bogotańskiego specjału Ajiaco. To taka zupa z kurczakiem, śmietaną i dodatkami, bardzo smaczna. A zapomniałam dodać, że rano córka Betty, Sara, miała squasha więc pojechałyśmy razem z nią do takiego ośrodka sportowego przy parku Bolivara. Ogromny teren rekreacyjny, można robić dosłownie wszystko.


 









W niedziele w końcu pojechałyśmy do centrum, ale nie wjechałyśmy ani na Monserrate (jak planowałam), ani nie poszłyśmy do Museo de Oro (Muzeum Złota, ponoć świetne). Głównie trochę się pobłąkałyśmy po centrum i odwiedziłyśmy Muzeum Botero, Kolumbijskiego malarza z Medellin, który upodobał sobie okrągłe kształty. :) Poza nim w muzeum znajdowały się też prace znanych światowych malarzy, Picasso, Monet, Grosz, Klimt czy Renoir.Co najważniejsze, wszystkie muzea są w niedzielę otwarte i można robić zdjęcia. :) Tak więc mamy pełno fotek stamtąd właśnie. Nie pozwiedzałyśmy dużo, ale kupiłam fajny przewodnik i pozbierałam informatory turystyczne, więc będę się mogła wziąć za planowanie następnych wypraw.
A do Bogoty będę musiała wrócić z kimś kto jedzie w celach turystycznych ;) Bo na obcasach ciężko się zwiedza. :)













Resztę zdjęć wrzucę chyba na piscasse, jak ostatnio. Bo w muzeum Botero mamy ich naprawdę sporo. 

poniedziałek, 21 lutego 2011

La Chiva party



Jako, że zdjęcia zajęłyby strasznie dużo miejsca to postanowiłam przedstawić je tym razem w innej formie i z muzyką. Filmik wyszedł przydługawy, ale kto cierpliwy zobaczy do końca. Szczególnie, że w pewnym momencie wpleciony został pokaz karnawałowy. :) 

piątek, 18 lutego 2011

Imprezowo ;)

Udało mi się ściagnąć parę fotek z imprezy pożegnalnej jednej znajomej, która pojechała pracować do Kanady. Więc wrzucam je tutaj, bo nie wszyscy mają facebook.;) Impreza odbyła się w knajpie o nazwie El Tereque, jednej z najbardziej popularnych tutaj dyskotek.
Podpisujemy koszulkę dla Claudii
  Mateo i Nina (Finka)
 Mateo i jego dwie miłości ;) (butelki aguardiente)
 Ja, Natalia i Jessica
 Ja, Natalia i Mateo (czyli stała ekipa wypadowa)
 zdjęcie grupowe
 i w kręgu :) (w czerwonym Claudia)
 barek 
 :D



 tańce hulańce :)
zdjęcie typu - każdy musi mieć fotkę z Mateo ;)

No i tak to mniej więcej te imprezy tutaj wyglądają. Wcześniej się idzie do knajpy napić się jakichś piwek (zwykle są z małych butelkach, ja do tej pory piłam Avila i Poker - takie średniej jakości piwka).



Ale głównie ludzie jak chcą się nabić przed imprezą jakąś butelką aguardiente (alkohol o smaku anyżowym, trochę podobny do oozo, ale smaczniejszy). Każdy region ma swoją produkcję. Tutaj w Tolimie króluje Tapa Roja. Dziś na szczęście w chivie będzie Cuba Libre (rum z kolą), bo po jednym takim czwartku z aguardiente do dziś pamiętam smak. :P No i jako, że przyjechali Czesi będzie też Beherovka. :)