czwartek, 14 kwietnia 2011

Cartagena de Indias

Od wczoraj jestem juz w Cartagenie, ladnym kolonialnym miescie nad morzem Karaibskim. Mieszkam przez te 2 najblizsze noce u znajomej znajomego, Sylvanny razem z pewna Hinduska ze Srinagaru, ktora przyjechala pare dni temu i bedzie tu pracowac jako nauczycielka angielskiego. Obie bardzo sympatyczne. W domu Sylvanna ma 11 psow, co jest o tyle zabawne ze biedna Sim boi sie psow, wiec kazde wyjscie wiaze sie z polgodzinna ceremonia zaganianie i przeprowadzania biednej hinduski na zewnatrz. :)
Wieczorem bylysmy na koncercie latino reggae na dachu jednego z hosteli. Potanczylysmy sporo przy swietle ksiezyca. A dzis spaceruje sobie po starym miescie i czekam na dziewczyny. pozniej pojdziemy cos zjesc i byc moze na plaze.
Przedwczoraj po pechowym i deszczowym poczatku dnia ze straconym lotem dotarlam w koncu do Cali. Hostel w ktorym sie zatrzymalam mial swietny klimat, organizowali zajecia z jogi i salsy. Wczoraj bylam w zoo w Cali i pozwiedzalam troche, a poznej juz polecialam z Cali do Bogoty i z Bogoty do Cartageny. I oto jestem. W telegraficznym skrocie. Jest upalnie i mam nadzieje w koncu wysusze rzeczy i wylecze sie z kataru. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz