W poniedzialek opuscilam Ibague. Zostawilam moja ogromna i ciezka walizke w Bogocie u znajomych i ruszylam do Villa de Leyva, stolicy regionu Boyaca. Miasteczko jest przesliczne i bardzo spokojne. Bardzo przypomina mi niektore z hiszpanskich miast, swoja droga okolica tez. Nic dziwnego ze Hiszpanie wybrali wlasnie te tereny zeby sie osiedlic, bo jest tam wlasnie dosc sucho i dzieki temu mozna uprawiac typowo hiszpanskie specjaly, takie jak oliwki czy winogrona. Miasteczko ma jeden z najwiekszych w Ameryce Poludniowej rynek, ktory o dziwo nie nazywa sie Plaza Bolivar jak w wiekszosci miast kolumbijskich, tylko Plaza Mayor - ot po prostu Glowny Plac. Tam zatrzymalam sie w bardzo przytulnym hostelu, z kominkiem, psem i kotem na skladzie. :) Od paru dni jestem w miejscowosci San Gil w Santander, miejscu znanym ze wzgledu na sporty ekstremalne. Udalo mi sie tu wybrac na rafting po rzece Fonce, zobaczyc okoliczny wodospad Juan Curi, zjesc mrowki o duzych tylkach "hormigas culonas" i zalapac na impreze urodzinowa siostry wlascicielki hostelu w ktorym mieszkam razem z Koreanka i Niemka. Dzis bylam w slicznym miasteczku Barichara skad pieszo powedrowalam starym szlakiem to jeszcze mniejszej wioski Guane. Dzis ostatnia noc w San Gil, a jutro jade do Bucaramangi poprzez kanion Chicamocha.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz