Udalo nam sie dotrzec do Ladrilleros po calym dniu w autobusie i deszczowej nocy w Buenaventura. Mielismy strasznego pecha na trasie bo najpierw pan zapomnial nam powiedziec ze mamy wysiasc w miejscowosci Buga, wiec pojechalismy az do Cali. I to juz z duzym opoznieniem, potem z Cali do Buenaventury zamiast 4 h jechalismy tez chyba z 6. Koniec koncow podroz ktora miala nam zajac 8h trwala 12 wiec nie zdazylismy na lodke do Ladrilleros. W autobusie spotkalismy jednak przesympatycznych ludzi, ktorzy pomogli nam znalezc tani hotel. W samej Buenaventurze nie za wiele zobaczylismy, to miasto portowe, w ktorym leje codziennie i to leje konkretnie. Samo miasto nie ma za dobrej slawy, bo nadal uznawane jest za jedno z punktow transportowych narkotykow. Tak wiec wieczorem nie ma co sie szlajac po ulicach. Zupelnie inaczej jest tu gdzie jestesmy teraz w Ladrilleros. Spokoj, cisza, inny swiat. 95% ludnosci to czarnoskorzy i plemie nuno czy cos w tym stylu. Bardzo egzotycznie to wyglada wszystko. Pacyfik jest ogromny i wcale nie taki spokojny jak nazwa na to wskazuje. Mialam pare niebezpiecznych sytuacji przy falach, ale na szczescie nic sie nie stalo. Trzeba jednak miec respekt wzgledem natury. Zeby dostac sie do tego odcietego od swiata miejsca trzeba przyplynac tu lodka z Buenaventury, co zajmuje jakas godzine. Troche mi powywracalo zoladek po drodze, ale na szczescie obylo sie bez nieprzyjemnosci. Wczoraj wieczorem jak to na sobote przystalo wybralismy sie na tance i okazalo sie ze jednak calkiem niezle radze sobie z ta salsa. :D A dzis jest bardzo leniwy dzien, nie wiem czy to przez klimat, bo jest bardzo goraco i wilgotno, czy przez ogolne zmeczenie spowodowane brakiem ruchu, ale strasznie senna atmosfera panuje dzis w miasteczku. Jest tak wiejsko tutaj, slychac pianie kogutow, tradycyjna muzyke na kazdym kroku.. Uciekam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz