Wczorajszy dzień minął nam na przeprawie z Kambodzy z powrotem do Bangkoku. Tym razem granica była dużo przyjemniejsza, widać nie ma sensu przejeżdżać przez Poipet nocą, bo strasznie dużo naciągaczy wszędzie. A tym razem udało się załatwić prawie całą trasę publicznym transportem. Kambodze wspominam miło, ale trzeba tu będzie wrócić przy okazji wyprawy do Wietnamu i Laosu, żeby zobaczyć coś więcej niż tylko okolice Siem Reap. Na dobrą sprawę warto czasem coś zostawić na zaś, jak np. kurs kuchni khmerskiej o którym dowiedziałam się dopiero w dniu wyjazdu. ;) wracając jednak do przeprawy da się łatwo zauważyć, że Kambodża i Tajlandia różnią Sie bardzo od Indii podejściem do kobiet. W Indiach niewiele da się spotkać pracujących pań, za to w tym rejonie, nawet typowo męskie prace, jak np. kierowca tuk-tuka (lokalny odpowiednik indyjskiego riksiarza) są czasem obsadzane przez kobiety. Już po tajskiej granicy na dworzec kolejowy podwozila nas młoda dziewczyna z kilkumiesięcznym dzieckiem przypietym pasami do jej klatki piersiowej. Nie muszę chyba mówić, że nie jest to najbezpieczniejszy środek transportu, ruch i chaos na drogach ustępuje co prawda temu w Indiach, ale spaliny są tak samo silnie odczuwalne.. Zresztą dzieciaków tu wszędzie pełno, ale rzadko zdarzają się takie nachalne okazy jak niektórzy pamiętają że Slumdog Millionaire.
W ramach kolejnych eksperymentów kulinarnych przeszliśmy też wczoraj samych siebie próbując prazonych robaków i owadów. W sumie najpierw odważył się Dawid dotrzymujac towarzystwa pewnej Angielce która sama nie mogła się przełamać. Po wszystkim okazało się że robak nawet całkiem całkiem, a za pomoc podziękowała mu słowami "Thank you kind stranger for eating a bug with me". :) Zachęceni pierwszą próbą kupiliśmy woreczek przeróżnych owadów na ogólną kwotę 10 baht (1zl). ;) i zagraliśmy się za degustacje. Najlepiej szło to Krysi, mi chyba najgorzej, ale sprobowalam chyba 3 rodzajów, w tym konkretnej glizdy i uznaje próbę za zaliczoną. :P Muszę przyznać że nie było to zle, dość chrupiące i słone, no może poza tą glizdą czy larwą, przy której mialam lekki odruch wymiotny. :P Tak czy inaczej na dobrą sprawę wszystko tkwi w głowie i przy odpowiednim podejściu można się tym zajadać, jak tajskie dzieci które traktują te robaczki trochę jak chrupki. O ile same robaki nie wyglądają źle, to widok makaronu posypanego nimi już nienajlepiej, heh, a w takiej wersji dokończył nasz zakup Dawid na kolację. Do tego jeszcze makaron był nie najlepszy i skończyło się na wyjadaniu z niego tylko "chrupiących kąsków". Paradoksalnie.
niedziela, 16 grudnia 2012
Back to Thailand
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jak to jest siostra, że Krysia ma normalny kolor, a Ty jesteś czerwonoskóra? :P czyżbyś się nie smarowała, jako że postawa 'na cwaniaka'? teraz cierp! :P pozdrosie :)
OdpowiedzUsuńTak siostra, posmarowalam Sie ale licho, krysia miała kapelusz to jej twarzy nie zjaralo, a mi już skóra z twarzy schodzi. :/
Usuń