czwartek, 25 czerwca 2015

Kolonialne centrum Rio

Wczoraj cały dzień było pochmurno i deszczowo. Nie czułam się najlepiej ale też nie chciałam tracić dnia. Ugadałam się na zwiedzanie centrum z Kolumbijczykiem którego poznałyśmy z Madzią na samym początku pobytu w Rio. Wyszukałam w internecie tzw. Free Walking Tour, która to wycieczka opłacana jest na koniec w postaci napiwku dla przewodnika. Do tej pory korzystałam z tego typu zwiedzania w Edynburgu i Berlinie i za każdym razem bardzo mi się podobało, bo sporo można się dowiedzieć o historii kraju, do tego w lekkiej i przyjemnej formie, przy okazji odwiedzając najważniejsze zabytki miast. Zaczęliśmy z placu Carioca (tak nazywa się Brazylijczyków pochodzących z Rio de Janeiro). Dowiedzieliśmy się jak zmieniała się panorama centrum miasta na przestrzeni i co miało na to wpływ (m.in. wpierw przybycie Portugalczyków, odkrycie złota nieopodal, przybycie portugalskiej rodziny królewskiej do Rio i późniejsza modernizacja). Kto by pomyślał, że o faktycznym powstaniu państwa i jakiejkolwiek tu cywilizacji zadecydowało tchórzostwo portugalskiego króla Jana VI który bał się ataku Napoleona i zwiał z całą swoją świtą to nowego świata. Jako jedyny Europejski król rządził zza oceanu. Całe centrum miasta jest pełne przepięknych kolonialnych kamienic, barokowych kościołów i zielonych placów. Co więcej ze względu na Mundial 2014 i nadchodzącą Olimpiadę 2016 wszystkie kamienice są restaurowane. Już to wygląda pięknie ale w 2017 naprawde będzie warto tu przyjechać, nie tylko ze względu że i tak już piękne miasto dodatkowo wyładnieje ale też że z roku na rok jest tu coraz bezpieczniej. Mówiąc o bezpieczeństwie a raczej źródłach zagrożenia, kojarzy się ono głownie z wszechobecnymi favelami, które notabene powstały jako efekt zniesienia niewolnictwa w Brazylii w 1888r przez ówczesną królową Izabelę, która może i pomysł miała dobry ale zrobiła to z dnia na dzień i miliony niewolników, którzy do tej pory mieli swoje noclegownie przy plantacjach i byli zaopatrywani przez panów, znalazły się na bruku. Wszyscy ci ludzie żeby jakoś dalej żyć zaczęli budować na dziko dachy nad głową, najczęściej w okolicach miast i na wzgórzach (bo te ziemie były do tej pory niczyje) i tak z czasem rozrosły się od niebotycznych rozmiarów. Tam też zaczął panować handel narkotykami, przestępczość, mafie, tam też skupiły się wszystkie problemy współczesnej Brazylii. Na Mundial większość faveli została oczyszczona z bossów narkotykowych, jednak mimo wzglednego bezpieczeństwa większość Brazylijczyków raczej się tam nie zapuszcza. 
Po wycieczce poszliśmy jeszcze do Muzeum Sztuki Współczesnej, dość oryginalne wystawy jak na sztukę współczesną przystało. Do moich ulubieńców zaliczę chusteczkę do nosa (taką oldschoolową) która rozwieszona była jak obraz na białej ścianie, a którą miałam ochotę zerwać bo zapomniałam zabrać swoich chusteczek i po pół godzinie chodzenia kapało mi z nosa. :P
Na koniec wróciliśmy miejskimi rowerami z dzielnicy Centro, przez Flamengo, Botofago na Copacabane. 
Nie wiem jak to wszystko zrobiłam przy mojej chorobie ale jakoś dałam radę.
Dałam też jeszcze radę iść na imprezę na Copacabanie, gdzie się wytańczyłam za wszystkie czasy bo muzyka i klimat były naprawdę zacne. 

wtorek, 23 czerwca 2015

Morro dos Dois Irmaos

Dziś rano Madzia pojechała już do Anglii a mi zostały 3 dni tu na miejscu. Jednak ze względu na chorobę która mnie dopadła chyba daruję sobie jakieś dalsze wyjazdy. Jeszcze zobaczę jak się będę jutro czuła ale na ten moment standardowo gardło mi wysiada i przy przełykaniu ból więc pewnie znów jakaś angina mnie łapie.
Tak czy inaczej rano jeszcze w miarę się czułam i ugadałam się z ludźmi poznanymi jeszcze na Ilha Grande (Niemcem i Irlandczykiem) wybrać się na Wzgórze Dwóch Braci. Aby się tam dostać trzeba przejechać przez favelę. Było to bardzo ciekawe przeżycie, ludzie żyją tam w prowizorycznych domach ale żyją sobie spokojnie swoim życiem. Jest dziko ale za dnia nie wyglądało tak bardzo niebezpiecznie. Wejście na szlak jest mocno ukryte znajduje się między dwoma domami, dalej schodami i murkiem obok domów w budowie a potem już przez gęstwinę ciągle w górę. Szlak dość wymagający ale widoki na górze wynagradzają wszystko.
Niemiec jest fotografem i pracuje dla jakiejś agencji turystycznej więc obiecał nam przesłać zdjęcia. Szczególnie że udało mi się uchwycić moment, w którym pozowałam do zdjęcia na skale w najwyższym punkcie wzgórza i jakiś orłowaty ptak przeleciał 10 cm od mojej twarzy (prawie spadłam :P).
Ale zdjęcie będzie zacne!
Zawał to inna sprawa. :)
Dziś dogorywam sobie na mieszkaniu. Marek dał mi jakiś antybiotyk i mam nadzieję że jutro będzie lepiej. Jutro niestety pogoda ma się już pogorszyć. Ale może to znak żebym może została i się pokurowała.
Pozdrowionka

Mergulho

To nowe slowo ktorego nauczyłam się po portugalsku a oznacza nurkowanie. Strasznie się cieszę że zdecydowałyśmy się ponurkować na Ilha Grande bo to jedno z najlepszych miejsc w Brazylii na tego typu sporty. Do tego miałyśmy znów prywatny jacht i swojego instruktora bo nie było więcej chętnych. Głownie z tego względu że było już dość zimno. Rafa nas zachwyciła, ogrom rybek i kolorowych rozgwiazd. Piękne latające ryby z błękitnymi skrzydłami i na koniec konik morski, którego trafić jest ponoć bardzo ciężko. Nie udało nam się jedynie zobaczyć żółwi, a ponoć ich tu sporo ale akurat postanowiły się przed nami schować.
Ja w każdym razie byłam jak zwykle zachwycona.
Ilha Grande okazała się strzałem w dziesiątkę i mimo początkowo bardzo brzydkiej pogody chętnie byśmy tam wróciły.
Teraz już jednak jesteśmy znów w Rio, bo Madzia dziś wyjeżdża. Ja z poznanymi w hostelu ludzmi będę się wspinać na Morro dos Dois Irmaos, wzgórza na końcu plaży Leblon na którym znajduje się jedna z tutejszych faveli. Będę miała towarzystwo więc nic nie powinno się jednak stać. Tym bardziej że coraz więcej turystów coraz częściej rusza w tamte strony. 

niedziela, 21 czerwca 2015

Trekking po wyspie

Nurkowanie dopiero jutro więc.dziś.odbyłyamy 4 godzinny trekking po wyspie którego celem była  piękna plaża z drobniutenkim piaskiem. Widziałysmy nawet pingwina niestety martwego. :/ jutro za to podwodny świat ;)

sobota, 20 czerwca 2015

Ilha Grande

Wczoraj cały dzień lało i dosyć przemoklysmy. Dziś pogoda lepsza więc pochodziłyśmy szlakami na wodospad i plaże w okolicy. Jakieś 4 godziny chodzenia. Zdecydowałyśmy zostać tu na dłużej i nie jechać na Paraty bo zmęczone się czujemy. Ja przeziębiona, Madzia ma obolala i posiniaczona nogę. Jutro chcemy nurkowac.

piątek, 19 czerwca 2015

Słoneczny dzień w Rio i deszczowa wyspa Ilha Grande

Wczoraj był ostatni dzień Madzi w Rio a że pogoda dopisała spędziłyśmy go spacerujac po Copacabanie. Wieczorem nigdzie nie wychodziłyśmy bo już o 3 w nocy musiałłyśmy wstawać żeby zdążyć na busa o 5 rano do Mangarariba skad o 8 miałyśmy prom na Ilha Grande. Znacznie się ochlodzilo, do 19 stopni i cały dzień pochmurno i deszczowo. Dziś w planach trekking po wyspie. Jutro przejazd na Paraty, archipelag 365 wysp, które będziemy też niestety zwiedzać w deszczu.

środa, 17 czerwca 2015

Bahia

Brrr

Nie pojme tego przenigdy dlaczego w Ameryce Południowej zamrazaja ludzi klimatyzacją w autobusach. To prawie ta sama logika w której w pkp albo nas gotują przy upale albo nie grzeja zimą. A tu zawsze upał na dworze a bez skarpet, koca i czapki nie przeżyjesz godziny w autobusie. Aaaaaaa

Bahia w telegraficznym skrócie

Dziś jesteśmy z Madzia wkurzone bo okazało się że wczoraj na Morro de Sao Paulo była impreza na plaży i wszyscy wiedzieli, wszyscy byli a nam nikt nie wspomnial i już o 22 byłyśmy grzecznie w łóżeczkach. Wrr. Oczywiście taka impreza tylko 2 razy w tygodniu i cały nasz hostel i cala wyspa tam się bawiła do rana. My Dzień spędziłysmy bardzo miło do czasu jak nam nie powiedziano o tym co przegapiłysmy. :P Miałysmy wycieczkę łódka po okolicznych plażach i na wyspę Boipepa. Poogladałyśmy rybki przez maski do snorkelingu, zjadłysmy ostrygi na surowo. Wieczorem wypilysmy kilka drinków i potem już tylko denerwowałysmy się na siebie i cały świat. Postanowiłysmy być bardziej otwarte na ludzi wokoło żeby kolejny raz nie przepuścić takiej okazji.
W niedziele przulecialysmy do Salvadoru z Rio bo lot tu był tańszy i wygodniejszy niż na wodospady Iguazu. Skusila nas też pogoda która miała być ładna jak na Bahie o tej porze. I udalo się. Salvador zwiedzalysmy bez deszczu za to z zachmurzonym niebem. Starowka choć ładna to wymaga jeszcze sporo renowacji i okolica nie jest zbyt bezpieczna. Plusem były darmowe caipirinhe w hostelu i angielka z którą wyszlysmy wieczorem na miasto. Poniedziałek rano był ciężki z kacem po cachacy ale na nogi postawił mnie sok z mango i guavy. Dzięki temu rejs katamaranem (niestety takim pseudo bez żagli) minął bardzo sympatycznie. Potem plaża i zwiedzanie Morro de Sao Paulo.
Teraz czekamy na lodke potem bus i zmierzamy na lotnisko.
Nadal złe ale co zrobić. :)

piątek, 12 czerwca 2015

Ro-we-ro-we-rio

Dziś pogoda była trochę bardziej kaprysna więc zamiast plaży zaplanowałysmy rowery. Rio ma fajny system miejskich rowerów które wyciąga się za pomocą aplikacji na telefon. Marek miał już konto, doladowal nam więc na nie 1 dodatkowy rower i mogłysmy cały dzień śmigać. Z Copacabany ścieżką wzdłuż plaży przyjechałysmy na Ipaneme. Na jej końcu zrobilyśmy postój żeby zobaczyć kite surferow w akcji. Już wtedy nad wzgórzami Dwóch Braci (Morro Dois Irmaos) zbierały się ciemne chmury. Z plaży ruszyłysmy w kierunku Lagoa Rodrigo de Freitas, spokojnej miejskiej laguny otoczonej osiedlami mieszkalnymi i wzgórzami, m.in. wzgórzem ze słynnym Jesusem. Po drodze złapał nas pierwszy deszczyk, który jednak przy 26 stopniach nie był bardzo uciążliwy.
Z Lagoa przebijając się przez korki i miejską gestwine przedostalysmy się do Ogrodu Botanicznego, stanowiacego fragment dziewiczego lasu tropikalnego z 10 tysiącami roślin. Ze względu na niski sezon wiele miejsc było jednak zamknięte albo w przebudowie. Mimo to park robi wrażenie i jest azylem w wielkomiejskim zgiełku. Rowerami dalej pojechałysmy na kawke do Parque Lage i dalej wzdłuż laguny spowrotem na Ipaneme i Copacabane. Wieczorem jedziemy na fieste do Lapy, dzielnicy barów i klubów, pełnej muzyki która stanowi o kulturze carioca.

czwartek, 11 czerwca 2015

Z Jezusa na Głowę Cukru, czyli widoczki i panoramy miasta

Dziś zaplanowałysmy dwa główne punkty zwiedzania Rio. Oba usytuowane na wzgórzach, z obu rozpościera się niesamowita panorama miasta. Jeden bardziej znany i turystyczny - Cristo Redentor, a więc słynny Jesus z Rio który z rozpostartymi ramionami góruje nad miastem. Drugi mniej oblegany przez turystów ale dużo bardziej urokliwy Pao de Azucar, dosłownie bochenek cukru, gdzie warto spędzić więcej czasu podziwiając panoramę miasta o zachodzie słońca.
Do figury Jezusa prowadzi kolejka torowa, która jeździ co godzinę. Zanim więc udało nam się wjechać zabilysmy te trochę czasu w kolorowym muzeum sztuki naiwnej. Znalazłysmy nawet kilka obrazów z Polski. Droga na szczyt była koszmarna bo jechała z nami rozwrzeszczana wycieczka 10 latków. Na szczycie tłok, widoczki ładne ale uciekałysmy trochę od tłumu w dół na lunch.
Zgodnie z zaleceniami Marka wjechałysmy na Pao de Azucar o 15. Można tam wejść spacerując 2 h w górę lub jak my na leniwca kolejką linową. Tam widoki były niesamowite i dużo spokojniej. Tam też przegadałysmy cały wieczór aż do zachodu słońca. Nacykalysmy milion fot, wypilysmy piwko i zjechalysny na dół bo idziemy dziś na jazz (jak to w czwartki).

Pierwsze garoty za ploty

Do Rio dolecialysmy o 5 rano czasu lokalnego. Z lotniska ustalonym busem 2018 ruszylysmy do centrum. Godzinna przejazdzka o wschodzie słońca dostarczyła nam pierwszych niezapomnianych wrażeń. Piękne porty okraszone w pomarańczowe barwy, wzgórza wokół miasta które stanowią o jego ponadczasowym uroku, dalej śliczne plaże, parki i pozostałości kolonialnej zabudowy. Tak pierwsze wrażenia mocno wybijają się w pamięć.
Dzięki uprzejmości Marka, który jest w  Rio na badawczych studiach post-doktoranckich, zatrzymujemy się u niego w najlepszej możliwej lokalizacji świata - 5 minut od słynnej plaży Copacabana. Z tak wspaniała miejscowka mamu wszędzie blisko. Wczoraj przespacerowalysmy się Copacabaną i obejrzalysmy zachód.słońca na Ipanemie. O 20 dopadł nas jednak jet lag połączony ze zmęczeniem słońcem i podróżą i poszlysmy spać. Biedny Marek wrócił z pracy o 22 chcąc nas wyciągnąć na piwo a my już smacznie spalysmy. Teraz jest u nas 6 rano. Wszyscy nadal śpią.