sobota, 2 maja 2015

Munnar - kraina herbaty

Wstalismy dziś bardzo wcześnie, bo już po 6 rano ruszyliśmy najpierw busem do Ernakulam a stamtąd lokalnym autokarem do Munnar. 5,5 godzin trasy takim lokalnym autobusem pełnym ludzi, bez klimatyzacji i bez szyb to świetna rozrywka dla nas. Szczególnie gdy za taką podróż zapłaciliśmy po 6 zł od lebka. :) Do tego tlukac się przez różne wioski i miasteczka można podziwiać lokalny koloryt Indii z dala od utartych szlaków turystycznych. Droga wiodła coraz wyżej i wyżej, poprzez góry i piękna południową roślinność, która bardzo przypominała mi krajobrazy Kolumbii z bananowcami, polami ananasow i bujną zielenią. Po jakimś czasie w miarę zbliżania się do celu naszej dzisiejszej wyprawy naszym oczom ukazały się pierwsze wzgórza herbaciane. Coś niesamowitego i naprawdę wartego tej długiej przeprawy. Zanim jednak na dobre mogliśmy się ponapawać tymi widokami z bliska, musielismy ogarnąć jakieś noclegi. Okazało się że z okazji 1 maja odbywała się w Munnar wielka komunistyczna demonstracja, organizowana przez partię, która maczala też palce we wczorajszym strajku. Notabene przez całą drogę do Munnar widzieliśmy wszędzie czerwone flagi z sierpem i mlotem, sierpem i kukurydzą, a także sierpem i kukurydzą. Jak widać strajk robotników i rolników. Potem dowiedzieliśmy się że Kerala zawsze miała skłonności komunistyczne, ze względu na to że był to długo kraj robotników, rolników i plantatorów właśnie. Munnar przywitał nas zatem wielkim wiecem i pochodem pierwszomajowym, czyli jednym wielkim hałasem. Do tego ze względu na Festiwal Kwiatów miejsc noclegowych było niewiele. Udało nam się znaleźć spanie w Schambo Inn, nazwa dość dobrze oddaje aurę miejsca. Syf, wilgoć i brak normalnych łazienek w pokoju. :) ale grunt że można było zrzucić rzeczy i ruszać w kierunku plantacji herbaty. Wynajęlismy tuk-tuka (tak na południu Indii mówi się na riksze), który poobwozil nas po okolicznych tarasach widokowych. Przy okazji chłopcy przejechali się na sloniu bo fabryka herbaty do której obiecał nas zabrać pan Riksiarz była zamknięta (surprise, surprise.. W swięto pracy :P). Na koniec zawiózł nas na festiwal kwiatów, który okazał się być lokalnym festynem z muzyką i budami jak na odpuscie. Kwiaty były ale dla nas niezbyt nowe, jedynie zaskakujące bo pochodzące z naszego klimatu, m.in. smrodziuszki i inne kwiaty, które mama ma zwykle w ogródku. :) Powtórka z Kaszmiru pomyślałam, bo i tam jabłonie czy nasze polne kwiaty są bardzo cenione i wyjątkowe. Plusem festynu było dobre lokalne jedzenie, którego nie omieszkalismy spróbować. Na koniec 2,5km spacerkiem wróciliśmy do naszej lepianki. Na szczęście jesteśmy dużo wyżej niż wczoraj więc jest chłodniej i nie ma komarów. Ochłoniemy przed jutrzejszą kolejną 5godzinną przeprawą, tym razem do Allapey. A z rana jeszcze fabryka herbaty. :) A dostałam od Stacha girlandę kwiatów jasminu, bardzo popularne wśród tutejszych kobiet. Wpinają je we włosy, a pachną oblednie. Świetnie też działają jako odświeżacz powietrza, co dziś jest bardzo wskazane.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz