piątek, 25 marca 2011

Lokalne perełki

Tak sobie myśle, że jest pare spraw, do których już przywykłam, ale dla osób które przyjeżdzają tu na początku są dosyć kuriozalne.

1. Toaleta - w całej Kolumbii obowiązuje system wyrzucania papieru nie do ubikacji, ale do kosza który stoi obok, jak to ma miejsce także w niektórych nam znanych krajach. Zawsze jest to samo wytłumaczenie - cienkie rury. Cóż, można się tego nauczyć, choć na początku nie wiedziałam i pani dziwiła się, że po tygodniu kosz jest prawie pusty. :P

2. Minutos - na każdym rogu, w centrum miasta i właściwie wszędzie stoją osoby z 4-5 telefonami na sznurku czy łańcuszku, które oferują minuty za 100-200 pesos. Większość Kolumbijczyków nagminnie nie ma kasy na koncie, bo rozmowy są relatywnie drogie, a oni lubią sobie pogadać. Nikt nie pisze smsów, jedyne które dostaje to te od mojej sieci telefonicznej Movistar. Musze przyznać, że są wierni, pamiętają o mnie codziennie. :P Tak więc dużo taniej jest rozmawiać kupując minuty. System nie jest do końca legalny, ale wszyscy z niego korzystają. Właściciele tych telefonów podpisują umowy z siecią komórkową, dostają jakąś sumę minut miesięcznie za darmo do wykorzystania i te minuty odsprzedają ludziom na ulicy.


3. Busetas - w Ibague komunikacja miejska jest dość sprawna i szybka. Jeżdżą tu minibusy, które zatrzymują się w każdym miejscu, wystarczy tylko machnąć na nie ręką. To samo jest przy wysiadaniu. Naciskam przycisk i kierowca staje od razu, co oszczedza czas i nogi. ;) W związku z tym wszystkim nie ma tu rozkładów jazdy, ale busety jeżdżą na tyle często, że nie trzeba się obawiać długiego czasu oczekiwania. Koszt przejazdu wynosi 1400 pesos, czyli około 2 zł na nasze. Można tak przejechać całe miasto.


4. Taksówki - są tu bardzo tanie, bo minimalna stawka to 3200 pesos. Jak jest więcej osób to już wogóle wychodzi bardzo tanio, dużo taniej niż autobusem. Taksówki są wszędzie i można je złapać o każdej porze.

5. Język - temu tematowi powinnam właściwie poświęcić osobnego posta, bo dla hiszpańskojęzycznych wiele wyrażeń może się wydać zabawnych. Pewnie go rozwinę w późniejszym etapie. Np. na powitanie zwykle zwracamy się tu do siebie. Hola! Que mas? Bien y tu? bien. Que mas - to dosłownie, "co jeszcze." Można też powiedzieć: Que me cuentas? "co mi powiesz". Słowo używane tu baaaardzo często to "chevere" (czyt. czewre), co onacza fajne. Wszystko może być chevere, osoba, rzecz, sytuacja. Inne słowo o podobnym znaczeniu to "vacano." W sklepach kupując coś zwykle używa się formy "Me regala..." np. "me regala un jugo de mora" (dosłownie: niech mi pani da w prezencie sok z jeżyn", ale oczywiście nic nigdy nie jest za darmo. ;) słowa które różnią się od tych używanych w Hiszpanii to właśnie: jugo=zumo (sok), carro=coche (auto), apartamento=piso (mieszkanie) i wiele innych, których sobie teraz nie przypomnę, ale później może mi wpadną do głowy.

Medellin i dalsze plany

W krótkiej przerwie napisze parę słów z serii: co mi ślina na język przyniesie, bo w strukturach tekstualnych nigdy dobra nie byłam. W kolejce czekają też zdjęcia z Medellin. Miasto naprawdę urokliwe, osadzone między górami, czyste, z świetnym transportem publicznym, wieloma parkami i muzeami, z kolejką linową która działa w ramach metro i można nią wyjechać do ogromnego parku i spędzić tam cały dzień na pikniku jak się tylko ma dość na to czasu, no i poimprezować z dzielnicy knajpowo-dyskotekowej o nazwie Parque Lleras. :) to tak w telegraficznym skrócie. zapomniałam tylko dodać STOP po każdym zdaniu. :D Pojechałam tam z międzynarodową ekipą, z których większość należała do organizacji AIESEC. Więc była Australijka, Brazylijczyk, Czech, Finka, Ruska, Angielka, ja :D no i jeszcze Kolumbijczyków parę. Było bardzo zabawnie w tej mieszance. Nocowaliśmy u znajomego kuzynki Australijki, takie ot powiązania.
Medellin

Za 2 tygodnie w podobnym składzie chcemy pojechać do Cali, stolicy salsy. Mój plan jest taki, żeby stamtąd wyruszyć na wybrzeże Pacyfiku i potem polecieć na wybrzeże karaibskie :) i tam pojeździć aż do świąt, przez Cartagene, Santa Marta, Guajira aż po Santander. Plan jest wielki i nie wiem co z niego się uda zrealizować, ale warto zawsze poplanować to się człowiek nakręca pozytywnie. :)
Poza tym u mnie ok. W kwietniu się przenoszę do mieszkania niedaleko stąd i będę mieszkać u babci, która ma facebooka (więc takiej nowoczesnej). ;) Robię to głownie z oszczedności, zobaczymy jak się tam będzie mieszkać. Tu gdzie jestem zostaje do końca marca, bo teraz jeszcze mam towarzystwo czeskie tutaj, ale potem chłopaki jadą na wybrzeże i później do Czech.
W szkole sporo roboty, bo mamy teraz sesję egzaminacyjną numer 1. Już mam za sobą 2 egzaminy, jeszcze 2 przede mną. A potem jeszcze 2 takie sesje. :P Pisanie pracy idzie mi jak krew z nosa, ale coś staram się robić w międzyczasie. Jak sobie możecie wyobrazić nie jest to zbyt łatwe w takich warunkach.
Zleciały już prawie 2 miesiące, dosłownie zleciały. Mam wrażenie, że dopiero co tu przyjechałam, tak to szybko mija. Już prawie półmetek. Będzie szkoda wyjeżdżać, bo ludzie mili i klimat sprzyja. No i ten hiszpański na codzień. :) Z kolei wiele znajomych stąd wybiera się latem do Europy, więc pewnie nie obędzie się bez spotkań. Tak czy inaczej, czas mija nieubłaganie, tylko widać to po moim uszczuplającym się budżecie. ;) Ale co tam, tyle na to oszczedzałam to teraz przewale większość na podróże. :)



wtorek, 15 marca 2011

Tierra Caliente

A to ośrodek wakacyjny niedaleko Ibague. Trafiła nam akurat prześliczna pogoda więc wszyscy wrócili porządnie zarumienieni. Tym razem eksperymentalnie pokaz slajdów:

Martinica

Martinica to wzgórze nad Ibague, skąd w ładniejsze dni można podziwać piękną panoramę miasta i przy okazji zobaczyć niewielką plantację kawy z bliska. Na Martinike wybrałam się ze znajomym Czechem, sporo tu tych Czechów, a co najzabawniejsze studiowali tu w poprzednich latach i wrócili "pisać prace magisterskie." Najwyraźniej Kolumbia uzależnia. ;)
Martinica

Cascadas de Payande

Cascadas de Payande
Wymyśliłam nowy, trochę szybszy system selekcji i ładowania zdjęć. Więc teraz będę was odsyłać do mojego albumu Picassa. :) Miłego oglądania!

Po dłuższej przerwie

Uff, trochę mnie tu nie było z czystego lenistwa i zabiegania. W ostatnim czasie udało mi się wybrać na kilka krótkich wycieczek po okolicy, m.in. do wodospadów Payande, do parku Martinica i do ośrodka wypoczynkowego Tierra Caliente. W każdym porobiłam sporo zdjęć więc teraz będę musiała kiedyś przysiąść i wybrać jakieś, żeby wrzucić na bloga. Obchodziliśmy też mały tłusty czwartek w postaci lokalnych pączków, ja niestety nie zdążyłam nic sama upichcić. Poza tym wszystkim szkoła i w międzyczasie marne próby zabierania się za pisanie pracy magisterskiej. :P Sami rozumiecie, że w takich okolicznościach ciężko się za coś zabrać. Czas zlatuje tu bardzo szybko, już półtora miesiąca za mną, a mało pojeździłam narazie. ;) - oczywiście biorąc pod uwagę wielkość kraju i wielość wspaniałych miejsc do zobaczenia. W przyszłym miesiącu przenoszę się do trochę tańszego mieszkania i zabieram się za organizację wypraw po Kolumbii. Już w najbliższy weekend wybieram się do Medellin, drugiego największego miasta Kolumbii, znanego m.in. z dawnej dzialalności karteli narkotykowych. Generalnie z tym miastem związanych jest kilka znanych osób: urodzili się tutaj Juanes, znany nam przede wszystkim dzięki utworowi "Camisa negra", Jorge Franco, autor wielu książek m.in. "Rosario Tijeras" oraz Pablo Escobar, który tam zorganizował sobie stolicę narkotykową. Jak podaje wikipedia popularne jest w Ameryce przysłowie, "Naćpany jak mucha z Medellin." Ale spokojna głowa, kartel już został rozbity, a Pablo Escobar zamordowany. Więc jesteśmy bezpieczni. ;)  Wybieram się tam z międzynarodową ekipą, ludzmi z pewnej organizacji studenckiej. Nadal ich nie znam, ale właśnie ten wyjazd ma to na celu, żeby mieć jakąś grupę, z która można trochę popodróżować.  Będzie tam Australijka, Brazylijczych, Czech i Finka.
W przyszłym miesiącu chcę się wybrać do Cali, stolicy salsy, oraz na północne wybrzeże, które należy już do klimatu karaibów. Ponoć jest prześliczne, dlatego chcę sobie wygospodarować na to sporo czasu. Tym bardziej, że transport lądowy zajmie mi 23h.  Wstałam o 6 rano, żeby to napisać :D słońce dziś się zapowiada, więc człowiekowi od razu chce się żyć i działać. Szczególnie jak się słyszy tyle ptaków dookoła.
Zapomniałam wspomnieć wcześniej, że to właśnie tu najbardziej urzeka. Ogromne drzewa, przepiękne kwiaty, góry wokoło i ogrom gatunków kolorowych ptaków, które codziennie rano robią nam wiosenną pobudkę. :)
Teraz zabieram się za te zdjęcia, bo dosyć sporo ich mam. :) pozdrawiam


wtorek, 1 marca 2011

Tzw. Bogota liźnięta ;)

W ostatni weekend udało mi się wreszcie wyrwać z Ibague do stolicy Kolumbii - Bogoty. Jako, że jesteśmy blisko równika to pogoda nie zmienia się tutaj za bardzo w zależności od pór roku, a raczej od miejsca i wysokości n.p.m. Bogota usytuowana jest wyżej bo na wysokości 2640 m n.p.m., zaraz niedaleko Andyjskich szczytów Monserrate (3317) i Guadelupe (3100). Koniec końców jest zimno, a to już napewno w porównaniu z Ibague. Wiem, że powiecie, że zapomniałam już co to zimno :P i pewnie tak jest, ale uznałam że zimowa kurtka z Polski będzie przesadą na ten klimat i jej nie wzięłam, ale zaraz po przyjeździe żałowałam tej decyzji. :) Śmieszne jest jak zmieniają się temperatury na trasie. Autobus przejeżdzał przez miasteczka w których był totalny upał, a godzinę później już było 12 stopni.
Do Bogoty pojechałam z Leslie, koleżanką z zajęć. Spałyśmy u jej znajomej Betty, która ma przepiękne mieszkanie na samym szczycie wieżowca w Bogotańskiej dzielnicy Salitre. Mój plan obejmował koncert Ediego Sancheza, który akurat jest w Kolumbii i mnie zaprosił, zrobił rezerwację i ogólnie pomyślałam, że spoko wieczór będzie. Zaraz po przyjeździe do Bogoty siostra Betty wyrwała nas dosłownie z mieszkania i zabrała ze znajomymi do pijalni piwa. Troche nam zeszło, więc na koncert przyjechaliśmy spóźnieni o godzinę, ale cóż kolumbijskie realia. :) Niestety trzeba było zapłacić sporo za wstęp i ogólnie droga knajpa, ale koncert był nawet ok. Tylko wszyscy już jakoś zmęczeni byli więc nie poszliśmy nigdzie potańczyć.



Następny dzień zleciał na zakupach (to był główny powód przyjazdu Leslie do Bogoty), ale po 4 godzinach sklepów też już miałyśmy wszystkiego dość. :) Ale kupiłam sobie sandałki więc tyle dobrego :D I sprobowałam Bogotańskiego specjału Ajiaco. To taka zupa z kurczakiem, śmietaną i dodatkami, bardzo smaczna. A zapomniałam dodać, że rano córka Betty, Sara, miała squasha więc pojechałyśmy razem z nią do takiego ośrodka sportowego przy parku Bolivara. Ogromny teren rekreacyjny, można robić dosłownie wszystko.


 









W niedziele w końcu pojechałyśmy do centrum, ale nie wjechałyśmy ani na Monserrate (jak planowałam), ani nie poszłyśmy do Museo de Oro (Muzeum Złota, ponoć świetne). Głównie trochę się pobłąkałyśmy po centrum i odwiedziłyśmy Muzeum Botero, Kolumbijskiego malarza z Medellin, który upodobał sobie okrągłe kształty. :) Poza nim w muzeum znajdowały się też prace znanych światowych malarzy, Picasso, Monet, Grosz, Klimt czy Renoir.Co najważniejsze, wszystkie muzea są w niedzielę otwarte i można robić zdjęcia. :) Tak więc mamy pełno fotek stamtąd właśnie. Nie pozwiedzałyśmy dużo, ale kupiłam fajny przewodnik i pozbierałam informatory turystyczne, więc będę się mogła wziąć za planowanie następnych wypraw.
A do Bogoty będę musiała wrócić z kimś kto jedzie w celach turystycznych ;) Bo na obcasach ciężko się zwiedza. :)













Resztę zdjęć wrzucę chyba na piscasse, jak ostatnio. Bo w muzeum Botero mamy ich naprawdę sporo.