Jak widać w poprzednim poscie spędziłysmy jeden dzień w Waszyngtonie. Dużo się nachodziłyśmy bo wszystkie ważniejsze budynki i monumenty mimo ze są położone obok siebie to w dość dużych odległościach. Dzień zaczął się upałem ok. 33 stopni ale ciągle zbierały się ciemne chmury burzowe aż w końcu ulewa dopadła nas przy pomniku Lincolna. Dobrze że tam bo miałyśmy się gdzie schować podczas największego oberwania chmury, niedobrze ze padało już potem do końca dnia ale nieco mniej i się ochłodzilo. Efekt był tego taki ze następnego dnia byłam już przeziębiona i trzyma mnie do teraz.
W piątek dotarłysmy już do Filadelfii, pochodziłyśmy po mieście, znalazłłyśmy dom gdzie mieszkał kiedyś Tadeusz Kościuszko i po południu odebrał nas mąż kuzynki Madzi i zabrał nas do nich na przedmieścia Filadelfii. Tam trójka dzieciaków zajmowała nam czas. W sobotę wybraliśmy się jeszcze do ślicznego ogrodu nieopodal i ruszyłysmy busem do Nowego Yorku. Wczoraj wybrałysmy się na plażę do Jamaica Bay, a po południu miałyśmy pożeglować w tej zatoce bo kolega Madzi ma lodke ale jak mieliśmy wypływać zepsuł się silnik i nici z pływania. Ale za to zobaczyłam port i sporo jachtów. :)
Dziś Madzia już pracuje a ja jadę do Bostonu. Papa
poniedziałek, 16 września 2013
Filadelfia i Jamaica Bay w NYC
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz